niedziela, 3 lipca 2016

Pokolenie 3.2

Tymczasem w nowym Snape Manor.

Bitwa.

Kocham te graficzne bugi.

SERIO.

Surprajz! Wrócił dorosły już Bradley!
Bradley: Tęskniłem.
Ruth: ten, no... ja też.

Bradley: ochajtamy się w końcu?
Ruth: No nie wiem.

Bradley: Czemu?
Ruth: Wiesz, musiałabym cię zabić, jak już urodzę dzieci...

Bradley: Że co?!
Ruth: Nic. Chodź do łóżka.
I poszli.

Tymczasem Severus, zgorszony przez wnuczkę,
budował igloo.

Ruth: No i wiesz, Dulcyneo, ja naprawdę musiałabym go zabić.

Ruth: To dla jego własnego dobra.

Dulcynea: Może sobie pójdzie, jak będę ją ignorować...

Bradley został tez na śniadanie!

A Ruth, cóż...

Zaczęła poznawać uroki macierzyństwa.

Ruth: Weź się odwal, co? Gorzej już być nie może.
Den: Uwierz mi, może.

W każdym razie Ruth ma dodatkowo "MY PRECIOUS", więc
zdecydowałam, że raz w tygodniu będę jej kupować coś z działu
rzeźb. Co tydzień coś droższego, ha! W końcu uzależnienie postępuje,
nie?

Ruth: chyba wezmę kąpiel.
Den: Tak, do dobra myśl, ale...

Ruth: Co?
Den: Nie, nic.

Den: mogłaś chociaż zdjąć buty, czy coś.

Ruth: Odczułam właśnie nagłą potrzebę przebrania się
w inne ciuchy.

Ruth: I pogłaskania się po brzuchu, why not.

Den: okej, czas zacząć pracę nad tym, żebyś urodziła
bliźniaki. Skoro i tak dostałaś wolne w pracy, będziesz
oglądała programy dla dzieci.
Ruth: Okej. I to tyle?

Den: Nie, kot zgubił szczura, którego wcześniej złapał.

Ruth: Ty tak serio?

Ruth: Tak. Ty tak serio. Ugh.

Ruth: To dziwne.

Ruth: Ale znowu poczułam potrzebę przebrania się. Akurat
w środku nocy, jak spałam.

Ruth: przeproszę się z moim wymyślonym przyjacielem,
dawno go nie widziałam.

Flufik: no, najpierw wyrzucę ci śmieci na podłogę, a teraz...

Flufik: URODZINY.
Ruth: Nic się nie zmieniłeś.

Flufik: Za to ty masz od cholery zmarszczek. I przytyłaś.
Ruth: Za to ty na zawsze będziesz wymyślony, nikt inny cię
nie zobaczy.

Ruth: jesteś skazany na gadanie ze mną!

Flufik: Od tego dobrobytu poprzewracało ci się w dupie.

Ruth: Czekaj, powiem ci coś.

Ruth: Jestem teraz wróżbitką i wyczuwam tutaj...

Ruth: ...srogie niedoklepanie.
Flufik: Mogłem być cały czas maskotką.

Den: dobra, nie opierdzielaj się, kupiłam ci trochę jabłek.
Ruth: I co?
Den: No i jedz, nie?

Ruth: Done. Nie wiem, czemu to ma służyć.
Den: Po prostu mi zaufaj.

Ruth: Ok, wracam do oglądania bajek. Dżizas, weź mi wyjdź
sprzed ekranu!
Flufik: Nie.

Flufik: Zatrzymałaś się na rozwoju mentalnym dziesięciolatki?

Ruth: To by wyjaśniało, czemu gadam z maskotką.
Flufik: W sumie.

Z tego wszystkiego aż zaczęła rodzić.

Zgarnęłyśmy taksę i pojechała do szpitala.

Urodziły się bliźniaki, Draco i Hermiona! Pojawił się nawet
ojciec dzieci... oczywiście po wyjściu ze szpitala położył
dziecko na podłodze.

I Drakuś teleportował się na podłogę do domu.

Den: hej, zaraz, ktoś ty?
Marina: Opiekunka, dziecko nie może być same w domu.

WTF JUST HAPPENED

PATRZCIE, JAKI DŻĘÓDER.

Bałwagnom Bittertotter: eh, nowy odcinek szansy na sesję
zaliczoną w lipcu sam się nie obejrzy.
Whatever, right?
Jutro jadę na wykopy.

wtorek, 28 czerwca 2016

Pokolenie 3.1

NADSZEDŁ TEN CZAS, KIEDY JEST NOWA NOCIA, CIESZMY SIĘ I RADUJMY, BO KIJ WIE, KIEDY BĘDZIE NASTĘPNA.
(edit: będzie w niedzielę o 12:00, już zaplanowałam publikację! </3 a co potem, to się zobaczy)

Jako że Ruth ma generation goal "Change of scenery"...
yep, that happened


Okazało się nawet, że Ruth została zaproszona na rozdanie
dyplomów.

Oczywiście o tym zapomniała.
Ruth: Wcale nie, po prostu nie pozwoliłaś mi tam pójść!
Den: Zamilcz.

Wth? Co to za ustrojstwo?

Ruth: Telefon.
Den: nie mam pytań.

Ruth: a gdyby tak się ochajtać...

Ruth: ...najlepiej z kimś bogatym.

Den: zapomnij, rollnęłam ci Single Parent i dwójkę
dzieci, powodzenia. Ale masz chociaż kota.

Ruth: Najlepszy. Prezent. Ever.

Wspomniałam już, że zabrałam ze sobą wszystkie nagrobki?

Witaj, Severusie, dawno Cię nie było.

Chyba nie przyszedł pogadać z wnuczką.

PRIORYTETY

Ruth: wiesz co, czasem zastanawiam się nad sensem
istnienia i naszym przemijaniem...

Dulcynea: nie słucham cię, jestem kotem i śpię.

Ruth: no weź, podrapię cię szczotką...

Ruth: I przy okazji nasypię sobie trochę twojej sierści...

Ruth:...do tych przepysznych gofrów. Wait, what?!

Ruth: zepsułaś moje śniadanie, ty mała...

Dulcynea: ej, czill ałt, okej? Jestem kotem wegetarianinem,
też chcę zjeść coś bez mięsa, ok?

Dulcynea: Zrozum, niełatwo o dobrą dietę, kiedy studiujesz
prawo i trenujesz crossfit. Ogarnij i wybierz się na jakiś
dancing, albo coś.

No i się wybrała, szybko zapominając o swoim narzeczonym,
Bradleyu. Spójrzcie w ogóle na ten ałtfit. xD

Ruth: Wyglądasz trochę jak klaun.
Judd: Eee?

Ruth: lubię klauny.
Judd: jak tak, to spoko.

Judd: Mogę być twoim klaunem, bejbe!

Ruth: O takim facecie marzyłam.

Judd: wiedziałem, że look na Indianę Jonesa da radę. Ha!

Tymczasem do klubu przyszła Kristin, matka Ruth...

I Harry. Oboje z książkami. I mean... to klub taneczny,
nie klub taniej książki!

Kristin: oj weź, nie wstydzisz się chyba swoich rodziców?
Ruth: Właściwie to tak.

Judd: Więc... to twoi rodzice?

Ruth: Ee... nie, no, wiesz, w sumie to jakieś randomy.

Ruth: Ten koleś uważa, że jest czarodziejem.
Judd: A faktycznie dziwaki jakieś.

Ruth: A teraz wybacz, ale potrzebuję kogoś...

Ruth: Do prokreacji...

Ruth: Nie masz nic przeciwko, prawda?
Harry: Mną się nie przejmujcie.

Judd: Oczywiście, że mam! Znamy się dopiero dwie simgodziny!

Ruth: No wiesz co?! Łamiesz mi serce!

Judd: Odczep się, wariatko.

Judd: Jestem zbyt piękny, żeby tak młodo marnować swoje
życie na ojcostwo!

Ruth: Jak sobie chcesz, znajdę innego prokreatora.

Judd: Ej no, weź, nie ma szans na choćby szybki numerek?
Ruth: Zapomnij.

Judd: Jeszcze do mnie wrócisz.